fbpx

Butelka w papierowej torbie

Piękny majowy dzień, słońce ogrzewające ludzi strudzonych srogą zimą, zielona trawka w kwitnącym na wszystkie kolory parku, towarzysząca miła nam postać w tej urokliwej chwili, kocyk i… butelka zniewalającego rieslinga. Brzmi dobrze? A może schłodzone do wyraźnego szronu zdobiącego butelkę, rześkie piwo na plaży w upalne lato? Albo kubek grzańca w centrum miasta, w drodze z pracy do domu, w mroźny wieczór? Niestety może być to jedynie miły sen z którego jesteśmy zmuszeni wybudzić się każdego poranka. Sen o cywilizowanym kraju gdzie alkohol traktowany jest jako część życia i lokalnej kultury, nie zaś jak jedynie chemiczna substancja, produkująca rzesze społecznych wyrzutków. Gdzie zatem wolno nam cieszyć się alkoholem poza winiarnią, piwnym ogródkiem i zaciszem naszego domu? Czy w Polsce faktycznie obowiązuje zakaz spożywania alkoholu we wszystkich miejscach publicznych? A może to legenda miejska o złych policjantach obdarowujących mandatami nieświadomych swoich praw amatorów ulicznego popijania? Przyjrzyjmy się zatem z bliska tej ważkiej wszak sprawie.

 

OBALANIE MITÓW

Gdy zdarzy nam się już czasem zapomnieć o przyjętych w tym kraju, choć niekoniecznie słusznych, zasadach obcowania z napojami wyskokowymi, poza miejscami do tego wyznaczonymi, może nas spotkać potencjalnie niemiła niespodzianka ze strony funkcjonariusza, z zapałem wypisującego nam mandat za spożycie alkoholu w miejscu publicznym. Pomijając krążący w naszych żyłach alkohol, dodatkowo otępiający nasze zmysły, sama stresująca sytuacja spotkania z władzą i wrodzony do niej szacunek sprawia, że mandat taki gorliwe zapewne zapłacimy. Tradycja jest rzeczą silnie uzależniającą i potrafi wpływać na zachowania ludzkie. Należy jednak pamiętać, że jako taka nie jest dostatecznie mocną instytucją prawa i mimo naszych szczerych chęci kształtuje je tylko w niewielkim stopniu. Czy omówiona sytuacja musi zawsze zatem odbywać się według tak niesympatycznego wzorca? Nasze rodzime prawo wypowiada się na przedmiotowy temat w szczególnym dziele sztuki legislacji jakim jest ustawa z dnia 26 października 1982 r. o wychowaniu trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (Dz.U. 1982 nr 35 poz. 230). Posługując się tekstem tego aktu prawnego obalmy zatem kilka szkodliwych mitów.

Należy zauważyć przede wszystkim, iż wspominana wyżej ustawa nie posługuje się określeniem „miejsce publiczne” w żadnym ze swoich zapisów. Tym bardziej określenie to nie dotyczy wskazanego przez ustawodawcę miejsca, w którym obowiązuje zakaz spożywania alkoholu. W art. 14 ustawy wskazano w sposób jasny i precyzyjny miejsca w których faktycznie zabroniono spożywania alkoholu i zaliczono do nich przede wszystkim:

  • szkoły i inne zakłady oraz placówki oświatowo wychowawcze, opiekuńcze
  • domy studenckie
  • zakłady pracy
  • miejsca zbiorowego żywienia pracowników
  • miejsca masowych zgromadzeń
  • środki i obiekty komunikacji publicznej (z wyjątkiem wagonów restauracyjnych)
  • obiekty wojskowe

a nadto (co najpewniej wprowadziło zamieszanie z omawianymi miejscami publicznymi):

  • na ulicach, placach i w parkach
  • w innych, niewymienionych miejscach na podstawie regulacji gminnych

 

PODSTAWY SAMOOBRONY

Warto zatem poważnie rozważyć, gdybyśmy mieli tę wątpliwą przyjemność sprawdzenia działania prawa w praktyce, przyjęcie mandatu wystawionego za legendarne już „spożycie w miejscu publicznym”. Jeśli trzeźwość naszego umysłu pozwala nam ocenić czy dopuściliśmy się tego niegodnego czynu w jednym z miejsc wymienionych w ustawowym katalogu czy też nie, możemy sobie pozwolić chociaż na merytoryczną polemikę w sprawie nakładanej na nas kary. Musimy pamiętać jednak, że goszcząca nas gmina mogła wprowadzić swoje własne regulacje. Warto więc uzyskać a przynajmniej zażądać takiej informacji od obsługującego nas funkcjonariusza, powołując się choćby na prawo dostępu do informacji publicznej. Mandat choć słuszny w przypadku złamania prawa, co wynika z art. 43 ustawy o wychowaniu w trzeźwości, należy nam się jednak tylko wtedy gdy bezpośrednio wypełnimy treść ustawy lub naruszymy lokalne postanowienia władz gminnych, które jednak muszą pozwolić nam na precyzyjne określenie po które stronie mocy się znajdujemy.

Nie możemy też zapominać o tym, że jeśli poczynimy przygotowania do jego spożycia (otworzymy puszkę na ławce w parku), musimy pogodzić się ryzykiem odpowiedzialności i w takim przypadku (abstrahując od kwestii słuszności takiego postępowania ze strony przedstawiciela władzy).

Radząc za przykładem tych, którzy eksperyment  z policją mają już za sobą:

  • pamiętajcie, że nieznajomość prawa szkodzi, w tym przypadku płacimy często niesłusznie jeśli sami prawa nie znamy i nie jesteśmy pewni legalności naszych czynów,
  • policjanci i straż miejska nadużywają często (by nie wysilać się z interpretacją przepisów) swojego prawa do karania mandatem w takiej sytuacji i warto wdać się w dyskusję,
  • gdy dojdzie do rozmowy z funkcjonariuszami, często interpretują przepisy stosując wykładnie rozszerzającą co jest absolutnie niedopuszczalne,
  • starajcie się ewentualną rozmowę z przedstawicielami nagrać (oczywiście informując ich o tym), by później nie musieć stawiać słowa przeciwko słowu.

Na koniec całkiem zgrabne ujęcie tematu z popularnego vloga 😛

Komentarze
  • Wszystko fajnie, ale wydaje mi się, że najbardziej problematyczną kwestią jest to, czy w danym miejscu jest park lub ulica. Najprostszy przykład: Błonia krakowskie, podpadają pod definicję (jeśli takowa istnieje) parku? Albo bulwary nad Wisłą – czy to jest ulica?

    • To akurat wydaje się być zaletą 🙂 Śmiem twierdzić, że większość policjantów czy też strażników miejskich będzie miała równie wielki problem z szybką i precyzyjną wykładnią przepisów, gdy zaskoczy ich bezpośredni opór ze strony świadomego obywatela 😛 Tak na poważnie, to funkcjonariusze często naginają ustawę bo sami nie są przygotowani do swoich obowiązków. Jeśli zapytany o podstawę do wystawienia mandatu stróż prawa, wskazuje zakaz picia w miejscach publicznych, to nie tylko wykazuje swoją ignorancję ale też działa całkowicie bezprawnie. Jak mawiali już starożytni – nie ma kary bez przepisu. Co innego gdy powołuje się on na regulacje gminne. Te mają możliwość wymieniać konkretne miejsca, w których spożycie jest zakazane. I tak w Krakowie, konkretyzuje zakaz spożywania alkoholu Uchwała Rady Miasta Krakowa NR XXVIII/241/03 z dnia 22 października 2003 r. w sprawie miejsc i obiektów oraz określonych obszarów na terenie Gminy Miejskiej Kraków, w których ze względu na ich charakter obowiązuje stały zakaz prowadzenia sprzedaży, podawania, spożywania oraz wnoszenia napojów alkoholowych.
      Treść dokumentu dostępna jest w Biuletynie Informacji Publicznej.

      • Dzięki za linka, po krótkiej sesji z google nie znalazłem żadnych krakowskich regulacji.
        Co do nieprzygotowanych funkcjonariuszy publicznych, to niestety zazwyczaj w przypadku sporu prawnego oni mówią: „jak Pan wie lepiej, to proszę odmówić przyjęcia mandatu i zapraszamy na rozprawę w sądzie” i potem ich nie obchodzi kto miał rację, nawet jak się sprawę wygra, to oni na następny dzień są zdolni zrobić to samo.

        • Brak autorefleksji jest właściwy w wielu profesjach 😛 Wiele na to nie poradzimy, ważne jest jednak mieć samoświadomość legalności (lub jej braku) podejmowanych przez nas działań. Dzięki niej wiemy, kiedy taką sprawę w sądzie możemy wygrać a kiedy nie. Zapraszam na moje szkolenie podczas CRAFT BEERWEEK w Krakowie (6-8 III), będzie można podyskutować o problemach popijania w królewskim i stołecznym drzewiej mieście 🙂

    • Jeśli miejsce spożywania alkoholu nie będzie miejscem w którym na podstawie innych przepisów ustawowych czy gminnych nie wolno spożywać alkoholu (ulica, park, itp…), np. gdy będzie to teren prywatny należący do właściciela sklepu to nie ma ku temu przeszkód. Problemem może się to jednak okazać dla samego właściciela sklepu. Jeśli przekroczy on warunki zezwolenia, np. podaje na miejscu alkohol a ma wyłącznie prawo sprzedawać tenże na wynos – to w skrajnym przypadku może nawet uzyskać zakaz prowadzenia działalności w zakresie handlu alkoholem.

  • Ja mam taką sytuację. Poszedłem do sklepu po 2 czteropaki i wracałem do domu. W prostej linii 20 metrów ale by nie deptać trawników chodnikiem 50 metrów, z tyłu sklepu bokiem za budynkiem i byłbym w domu. Halt więc od razu widzę o co chodzi i pytam: ile? Dali mi 100 a ja i mówię, że jest tak gorąco że upiłem łyczka po drodze do domu. Nie przyjąłem mandatu. Przyszedł mi wyrok nakazowy grzywna 200 plus koszta 100 razem 300 zł. Jednakże postępowanie nakazowe jest niedopuszczalne gdy zachodzi uzasadniona wątpliwość co do poczytalności obwinionego. Rzecz nie tylko w tym, że miałem około promila ale w tym, że 20 lat temu rozpoznano u mnie schizofrenię paranoidalną więc bywają momenty, szczególnie w tej plandemii, iż miewam tak samo jak rządzący w stosunku do mnie, nonszalancki stosunek do siebie.

    • Na przyszłość warto jednak chodzić po większą ilość alkoholu z wózkiem na zakupy lub torbą zakupową nieprzezroczystą, no i kupić co potrzeba, zapakować i wracać, wątpię aby się zdarzyło aby patrol przeszukiwał ludziom wózki czy torby, no chyba że ktoś wygląda podejrzanie czy tam inaczej się wyróżnia.
      Czego oczy policjanta nie widzą, tego na mandacie nie uświadczysz. Tak samo jak sobie, ktoś wódkę zmiesza z colą i będzie z firmowej butelki popijał takiej powiedzmy litrowej coli, to też wątpliwe aby ktoś się tym interesował, oczywiście nie można się wygłupiać, krzyczeć i zwracać uwagi otoczenia, bo wtedy mogą być kłopoty.

  • Nie pochwalam tych przepisów tak zaostrzonych i uważam, że co innego jak ktoś wcześniej trzeźwy – spokojnie sobie wypije piwo czy po 2 z kolegą w parku na ławce czy na rynku w mieście na placu głównym, a co innego jak ktoś pije mocne alkohole powyżej 7% i w grupie znajomych powiedzmy 5 osób demoluje, niszczy, zaczepia innych ludzi, i inne głupoty wyprawia w miejscu publicznym. W takim przypadku jestem za takim doprecyzowaniem tej ustawy aby właśnie nie godziła ona w prywatne ciche spotkanie przy piwku w lecie. Ta ustawa też jawnie zmusza do korzystania z droższych pubów i terenów wyznaczonych. Jestem za wyznaczeniem wybranych miejsc w mieście gdzie napić spokojnie by można się było pod pewnymi warunkami, nie jest się widocznie dla innych pijanym (tak samo wypraszają pijanych z pubów) i się nie krzyczy i nie awanturuje. Do tego można by wprowadzić jakieś zezwolenie w formie legitymacji, na picie alkoholu w liczbie 2 piw do maksymalnie 4,5% alkoholu (jak w wagonach restauracyjnych) dla osób nie będących już pod wpływem. Koszt takiej legitymacji na rok to powiedzmy około 50 PLN i wtedy jak pijemy w parku, pokazujemy ważną legitkę ze zdjęciem i nazwiskiem i mamy prawo sobie rekreacyjnie coś lekkiego wypić w miejscu publicznym (nawet jakby to działało tylko w święta i weekendy). Zysk z wydawania tych dokumentów mógłby iść na pomoc dla dzieci z rodzin rodziców dotkniętych problemem alkoholizmu, bo o tej stronie picia zapominać nie można.

Skomentuj Mariusz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Formularz

Chcesz zadać pytanie lub potrzebujesz pomocy? Napisz do mnie