Projekt W.I.N.E. – wizyta na Podkarpaciu
Wiosna nareszcie do nas zawitała i najwyższy czas wyjść z domu, zawieszając na kilka ładnych miesięcy strategię przetrwania opartą o kieliszek porto spożywany leniwie przy ciepłym kominku. Wielkie ożywienie zaczęło się wraz z wiosną nie tylko w samej naturze ale także w winiarskim świecie. Wiele z tych wiosennych wydarzeń znajdzie z pewnością opis w tymże blogu, będącym zasadniczo podstawowym katalizatorem mojej winiarskiej grafomanii (jeszcze!). Czytelników spragnionych prawniczych wywodów zapewniam, że i te są in statu nascendi i mimo atrakcyjnej aury i mnogości zajęć podchmurnych, będę starał się jak najczęściej wracać od kuszącego kieliszka do świata splątanych paragrafów. Tymczasem zapraszam do lektury opisu poprzedniego weekendu (ufam, że ostatniego tak brzydkiego tej wiosny!) spędzonego w towarzystwie zaprzyjaźnionych, niemieckich winiarzy na Podkarpaciu, które to może i nie ugościło nas tym razem pięknym słońcem i czysto niebieskim niebem ale za to urzekło ciepłą atmosferą i przednim, lokalnym winem.
O wizycie w Werder, czyli najmniej chyba znanym regionie winiarskim Niemiec, mogliście przeczytać już wcześniej:
WIZYTA W DESTYLARNI GERMAN WHISKY
Po kilku miesiącach od naszej sympatycznej podroży w okolice Poczdamu, przyszedł czas na równie miłą rewizytę ze strony naszych niemieckich przyjaciół. Rolę lokalnego gospodarza pełniło Stowarzyszenie Winiarzy Podkarpacia a wraz z nim, liczne grono lokalnych winogrodników.
Kameralne przywitanie naszych gości (po szybkiej i spontanicznej degustacji piwa z lokalnego browaru) odbyło się w w jednej z krośnieńskich restauracji, przy znalezionych tam butelkach wina z Winnicy Sztukówka, które osuszyliśmy ze smakiem na oczach autora 🙂 Pogoda nie rozpieszczała zwiedzających ale osobiście traktuję to jako niezamierzoną przez nas zemstę sprawiedliwej opatrzności. Werder pięknym słońcem też nas swojego czasu nie witało 🙂 Mimo chłodu, lodowatego wiatru, deszczu i zawiewającego momentami śniegu (!) wyruszyliśmy zdecydowanie w enoturystyczną trasę.
Jako pierwszy punkt programu zaplanowano wizytę w winnicy Dwie Granice. Nasi goście oraz grupa lokalnych winiarzy odwiedziła wyjątkowo urokliwe, choć i niezwykle zimne tego dnia, podjasielske gospodarstwo. Wytrwale i bez baczenia na nieprzychylną aurę wsłuchiwaliśmy się w każde słowo naszego gospodarza z niesłabnącym mimo deszczu zaciekawieniem. Nasza wytrwałość w winnicy została wynagrodzona ciepłym przyjęciem w spokojnej i nade wszystko suchej, winiarni. Po niezwykle ciekawym dla każdego winemakera, zwiedzaniu części produkcyjnej, zostaliśmy zaproszeni do niemniej ważnych dla każdego szanującego się, enoturystycznego gospodarstwa, pomieszczeń degustacyjnych. Smaczny posiłek i przednie butelki pozbawione błyskawicznie korka, poprawiły nasze nieco wyziębione nastroje.
Kolejną, atrakcją winiarską, odwiedzaną przez nas tego dnia była Winnica Maria Anna. Prześladująca nas burzowa chmura uderzyła z całym impetem gdy tylko zajęliśmy pozycję wśród szpalerów winorośli. Oby opiekujący się winnicą Św. Urban okazał więcej litości dla samych winnych krzewów, niźli dla nas intruzów, wypatrujących łapczywie pełnych, piwnicznych beczek. Degustacja odbyła się przy niezwykle pomocnym komentarzu samego właściciela, który z uwagi na szczególne gusta i wyjątkowe zainteresowania swoich gości, sprawnie i trafnie dopasowywał do tych wyżej przywołanych, przedmiot samej degustacji, wyszukując oczywiście wina najciekawsze „technologicznie”. Mieliśmy okazję wypróbować między innymi, podkarpackie Chardonnay (2012), zarówno w wersji poddanej fermentacji jabłkowo-mlekowej jak i w wykonaniu niewzruszonym tym procesem. Niemałe wrażenie robiły też winna czerwone (przede wszystkim niespotykany zbyt często Acolon!). Miast wylewać przedwcześnie (tudzież wlewać – do jamy gębowej) szorstkie i niedojrzałe jeszcze wino, pozostawiono je tu w spokoju. Zaowocowało to doznaniami, które zdają się zaprzeczać powszechnemu mniemaniu o winach czerwonych z północnej Europy.
Nasz sympatyczny weekend zakończyliśmy wesoło w karczmie, trwając mocno w postanowieniu zdegustowania i zaprezentowania naszym gościom, wszystkiego co najlepsze spośród wytworów podkarpackich winogradów. Niemały podziw budziły wina ze wspominanej już winnicy Sztukówka. Przednie wina, ujmujący winiarz i romantyczne nazwy każdej z przedstawionych butelek (Lira, Cymbały, Suka…) zostaną z pewnością zapamiętane jako właściwe ukoronowanie całej imprezy. Wierzę, że nasi przyjaciele z podobną emocją wrócili do swojego kraju by sławić tam podkarpackie winiarstwo i łudzę, że dzieląc się ze sobą powyjazdową refleksją postanowili – w tym roku zrobimy takiego Regenta jak oni! 🙂