fbpx

Na potrzeby własne…

Dopiero co wyrażałem w publicznej formie życzenie, aby blog ten, po ostatnich, nerwowych dla alkoholowego świata tygodniach, znów stał się bardziej rozrywkowy niźli prawniczy. Przypadki szalejącej prohibicji w Krakowie, nakaz zamalowywania sklepowych witryn to jednak nie odosobnione przypadki inspirowane przez lekko zaburzonych piewców cnoty trzeźwości. Patrząc na całokształt systemu prawnego i jego kolejnych wypaczeń z perspektywy praktyki zawodowej, także tej niezwiązanej z interesującym nas rynkiem, muszę niestety stwierdzić, iż dostrzegam napędzającą się i niebezpieczną dla wszystkich tendencję. Bardzo staram się nie upolityczniać bloga jako miejsca dla winiarskich refleksji, rzetelnych aktualności rynkowych bądź profesjonalnej informacji. Polityka kształtuje jednak rzeczywistość a z tą musimy się mierzyć.

Inspiracją dla dzisiejszego wpisu jest oczywiście sytuacja, która miała miejsce podczas sandomierskiego Święta Młodego Wina. O samym zdarzeniu przeczytacie między innymi tutaj. W największym skrócie: funkcjonariusze Izby Celnej w Kielcach interweniowali podczas organizowanych w ramach winiarskiego święta degustacji, gdzie producenci częstowali gości tegorocznym, młodym winem (bez akcyzy).

Na wstępie muszę zaznaczyć, że nie będzie to pocieszający dla winiarzy wpis. Nadgorliwość urzędników jest faktem o którego motywach trzeba rozmawiać i którym należy się niepokoić. Bezmyślność nas samych i przekonanie, że głupi przepis nas nie obowiązuje ze względu na swoją absurdalność nie jest jednak usprawiedliwieniem. Błyszcząc resztkami prawniczej łaciny chciałoby się zacytować prastare rzymskie paremie – dura lex sed lex oraz ignorantia iuris nocet (twarde prawo, ale prawo oraz nieznajomość prawa szkodzi). Podobnie jak to miało miejsce w związku z zamalowywaniem witryn w krakowskich sklepach z winem także i tutaj, żaden przepis się nie zmienił, zmieniła się jedynie dość radykalnie ich interpretacja oraz praktyka stosowania przez urzędników i funkcjonariuszy. Wiedząc o takich zmianach w ogólnopaństwowym myśleniu, tym większa odpowiedzialność spoczywa na nas – potencjalnych podsądnych. Tym bardziej świadomi musimy być rzeczywistości prawnej, w której żyjemy i prowadzimy interesy (szczególnie stąpając po grząskim gruncie działalności regulowanej). Jeszcze wczoraj w nocy przeglądając komentarze i sieciowe doniesienie uderzyła mnie wielka nieświadomość prawa, pouczanie innych niczym niepodpartymi opiniami i powtarzanie popularnych mitów, które trzeba wreszcie obalić. Wstępny projekt dzisiejszego wpisu powstał dosłownie dwa tygodnie temu. Niestety nie zdążyłem na czas 🙁

 

OD CZEGO PAŃSTWO POBIERA AKCYZĘ

Musimy pamiętać, że akcyza stanowi nie tylko źródło udręki producentów alkoholu ale jedno z podstawowych źródeł dochodu budżetu państwa (ponad 20%). Jako podatek pośredni, dodawany do ceny końcowej towaru, jest też w rozsądnym zakresie najmniej odczuwalny dla przeciętnego konsumenta. Istotnym produktem opodatkowanym akcyzą są oczywiście napoje alkoholowe a konkretnie:

  • Piwo otrzymywane ze słodu
  • Wino ze świeżych winogron, włącznie z winami wzmocnionymi oraz moszczem gronowym
  • Wermut i pozostałe wina ze świeżych winogron aromatyzowane roślinami lub substancjami aromatycznymi
  • Alkohol etylowy nieskażony o objętościowej mocy alkoholu 80% obj. lub większej; alkohol etylowy i pozostałe wyroby alkoholowe, o dowolnej mocy, skażone
  • Alkohol etylowy nieskażony o objętościowej mocy alkoholu mniejszej niż 80% obj.; wódki, likiery i pozostałe napoje spirytusowe

Należy zaznaczyć, że katalog ten nie jest zamknięty w najbardziej interesującym nas zakresie napojów fermentowanych. Jak stanowi przepis zawarty w punkcie 16 załącznika nr 1 (WYKAZ WYROBÓW AKCYZOWYCH) do ustawy z dnia 6 grudnia 2008 r. o podatku akcyzowym (Dz.U. 2009 nr 3 poz. 11), opodatkowane akcyzą będą także pozostałe napoje fermentowane (na przykład cydr, perry i miód pitny) mieszanki napojów fermentowanych oraz mieszanki napojów fermentowanych i napojów bezalkoholowych, gdzie indziej niewymienione ani niewłączone.

 

KIEDY ALKOHOL BEZ AKCYZY NIE WPĘDZI NAS W KŁOPOTY

Kwestie zdroworozsądkowych zwolnień z akcyzy określone są co oczywiste w prawie wspólnotowym. Dyrektywa Rady 92/83/EWG z dnia 19 października 1992 r. w sprawie harmonizacji struktury podatków akcyzowych od alkoholu i napojów alkoholowych w celu zagwarantowania uczciwego stosowania zwolnień od podatku państwa członkowskie mają prawo zwolnić od podatku akcyzowego piwo, wino oraz inne napoje przefermentowane, niemusujące i musujące produkowane przez osoby fizyczne i konsumowane przez producenta, członków jego rodziny lub jego gości, pod warunkiem że nie dokonuje się ich sprzedaży  (swoją drogą tekst w języku polskim zawiera błędy w tłumaczeniu).

Implementacja zapisów dyrektywy w polskim porządku prawnym stanowi §8 Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 8 lutego 2013 r. w sprawie zwolnień od podatku akcyzowego (ZMIANA STANU PRAWNEGO: Rozporządzenie Ministra Rozwoju i Finansów z dnia 24 lutego 2017 r. w sprawie zwolnień od podatku akcyzowego, Dz.U. 2017 poz. 430), będące uproszczoną kalką znanego nam już zapisu – zwalnia się od akcyzy piwo, wino i napoje fermentowane, wytworzone domowym sposobem przez osoby fizyczne na własny użytek i nieprzeznaczone do sprzedaży.

Uproszczenie to jednak komplikuje proces podstawowej (a jak widzę, jedynej znanej wielu domorosłym doradcom) wykładni językowej tego prostego i konkretnego w pierwotnym wydaniu przepisu (to polski regulator zazwyczaj komplikuje unijne przepisy a winę za prawniczy bełkot przypisujemy wciąż Brukseli). Precyzyjny zapis konsumowane przez producenta, członków jego rodziny lub jego gości w polskim prawie odnalazł się w dość kłopotliwej formie na własny użytek. Dodano także zapis – wytworzone domowym sposobem – co nie ułatwia nam sprawy. Podstawowym kłopotem dyskutowanym w dziesiątkach miejsc w internecie jest pojemność definicji wspomnianego tu użytku własnego (produkcję domowym sposobem celowo dziś pominę z szacunku dla Waszego czasu i sił). Zasady wykładni prawa są dawno określone i jasne (przynajmniej dla prawników) a w kontekście implementacji dyrektyw wspólnotowych do porządku prawnego państw członkowskich ich interpretacja wydaje się wręcz prostsza. Podobnie jak organy władzy państwowej także i my, obywatele powinniśmy podchodzić do  przepisów w sposób poważny i profesjonalny a przede wszystkim nie powinniśmy dokonywać amatorskiej nadinterpretacji przepisów, czyli uprawianego powszechnie naciągania rzekomego znaczenia przepisów pod siebie. Bazowanie na nieuznanej interpretacji, bądź też wnioskach powstałych z naruszeniem zasad wykładni prawa wiąże się z oczywistym ryzykiem a ryzyko to ze stresem, którego w ten słoneczny weekend jesteśmy świadkami.

 

SKOMPLIKOWANY SYSTEM PRAWNY UE

Należy pamiętać, że od czasu wstąpienia Polski do UE pojawiło się wiele kolizji pomiędzy aktami prawa krajowego i unijnego. Jedną z zasad służących rozwiązywaniu takich konfliktów jest tzw. zasada prounijnej wykładni prawa krajowego, zwanej też wykładnią prowspólnotową. Zasada ta opiera się na art 291 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej – Państwa Członkowskie przyjmują wszelkie środki prawa krajowego niezbędne do wprowadzenia w życie prawnie wiążących aktów Unii. Oparta na tej zasadzie wykładnia systemowa (określająca miejsce analizowanego przepisu w całym systemie prawa), podpowiada nam, że akty Unii Europejskiej powinny mieć pierwszeństwo nad wydanymi na ich podstawie aktami prawa krajowego.

Przeprowadzenie wykładni prounijnej przez organy czy sądy krajowe, jest ich obowiązkiem od którego nie ma wyjątków. Istotny problem pojawia się tu jednak w związku z faktem, że możliwie jasny dla nas przepis wspólnotowy wyrażony został w formie harmonizującej prawo Dyrektywy nie zaś w akcie wiążącym bezpośrednio jak Rozporządzenie. Dyrektywy nie wiążą państw członkowskich bezpośrednio a jedynie nakazują osiągnąć w prawie krajowym określony rezultat wyrażony samą dyrektywą. Państwo członkowskie samo wybiera jednak formę i środki realizacji tego rezultatu, który musi być z nią oczywiście zgodny. Regulator wspólnotowy, życzył sobie w omawianym przepisie aby administracje lokalne pozwoliły na wytwarzanie osobom fizycznym alkoholu, który nie będzie wprowadzony do obrotu a jedynie skonsumowany osobiście lub w gronie rodziny i gości. Polskie uproszczenie na potrzeby własne zgodnie z zasadami w pełni uprawnionej dla kolizji z dyrektywą wykładni celowościowej (czyli dochodzenia do tego co pierwotny autor miał na myśli) powinno w potrzebach własnych uwzględniać nie tylko osobistą konsumpcję ale także konsumpcję przez najbliższych, tj. rodzinę i przyjaciół (jak potwierdza orzecznictwo polskich sądów, państwo nie ma prawa wnikać zbyt głęboko w stosunki osobiste).

W mojej ocenie nieuprawnioną nadinterpretacją ze strony urzędów będzie też twierdzenie, że konsumpcja musi się odbyć w miejscu produkcji. Zarówno dyrektywa europejska jak i polskie rozporządzenie nie mówią o konsumpcji w określonym momencie.. W związku z powyższym przewożenie własnych wyrobów o których mowa wyżej, oraz darowanie ich członkom rodziny i przyjaciołom zdaje się zatem nie wychodzić poza wyznaczone przepisami ramy. Nieuprawnione wydaje się w takiej sytuacji także ściganie domowych producentów alkoholu za rzekomo bezprawne przewożenie wyrobów akcyzowych. Nie wchodząc dziś głębiej ten wątek przypomnę jedynie, że bronimy tu tezy o całkowitym zwolnieniu z akcyzy a zatem wyłączeniu tych domowych produktów z reżimu prawnego odnoszącego się do wyrobów akcyzowych.

W skrajnych sytuacjach przepis dyrektywy może być stosowany nawet bezpośrednio (co znów potwierdza konsekwentnie Trybunału Sprawiedliwości UE). Koniecznym warunkiem bezpośredniego zastosowania przepisu dyrektywy jest jednak aby był on wystarczająco jasny, precyzyjny i bezwarunkowy, które to warunki zdaje się spełniać analizowany dziś przepis.

W świetle moich powyższych refleksji, przyjmuję, że przez użytek własny należy rozumieć wino, piwo i inne domowe fermenty wytworzone dla zaspokojenia potrzeb własnych oraz najbliższych.

Pamiętajmy, że podleganie pod wyłączenie wiąże się ze spełnieniem kilku przesłanek łącznie. Nie wystarczy wytworzyć alkoholu domowym sposobem i rozdawać go za darmo aby automatycznie uzyskać zwolnienie z akcyzy. Degustacje i rozdawanie alkoholu na imprezach branżowych może być traktowane jako forma promocji trunku nawet jeśli nie jest (jeszcze) przeznaczony do sprzedaży. Pomijając inne problemy z tym związane kłębiące się w polskim systemie prawnym (będzie o tym odrębny wpis) ciężko uznać to za użytek własny nawet w unijnym, szerszym znaczeniu. Nie jest zatem uprawnionym aby katalog wyłączeń rozszerzać także na podawanie wina czy piwa uczestnikom oficjalnych degustacji czy komercyjnych gości naszej enoturystyki.

Kończąc  ten niechciany wpis, chciałbym dodać kilka słów adresując je konretnie:

 

DO URZĘDNIKÓW:

poza przepisami prawa są jeszcze granice zdrowego rozsądku i dobrych obyczajów. Znane mi niestety z praktyki policyjno-celne naloty na restauracje, targi czy samych producentów (obawiam się, że przyłapani w Sandomierzu będą mieli w najbliższych dniach także odwiedziny w domu), przypominające znane ze starych filmów naloty nietykalnych w czasach amerykańskiej prohibicji niczemu dobremu nie służą. Odpowiednie dla przestrzegania prawa służby dysponują stosownymi narzędziami pozwalającymi uzyskać zamierzony rezultat bez traktowana półamatorskich winiarzy jak groźnych producentów amfetaminy. Problem nie polega na złej woli czy winie (którą jak przypominam drodzy funkcjonariusze, trzeba przypisać sprawcy w czasie czynu) ale błędzie co do stanu prawa. Nie jest rzeczą nową, że polski system prawa (szczególnie podatkowy) nie jest jasny dla przeciętnego obywatela. Skala strat, czyli inaczej szkodliwość społeczna jest znikoma i niewspółmierna do utraty dobrego imienia i stresu uczestników całej sytuacji. Jeśli ktoś dziś wypina dumnie pierś do medalu za to że „zlikwidował” niebezpiecznego przestępcę może raczej przygotować się na kpinę właściwą dla organów traktujących za przestępcę dziecko oferujące sąsiadom lemoniadę bez rejestracji i zezwoleń. Podobne sytuacje nocnych napadów na domowych winiarzy zdarzały się w przeszłości (popytajcie drodzy celnicy choćby kolegów z Podkarpacia) i kończyły się umorzeniami oraz wstydem celników odwożących zajęte nadgorliwie „dowody zbrodni”.

 

DO WINIARZY

Czasy spokojnego rozwoju i przymykania oka na niegroźne uchybienia najwyraźniej za nami. Musimy się pilnować, musimy się znać na swojej pracy, musimy uwzględniać ryzyka. Ufam, że konsekwencje omawianej dziś głośno afery będą żadne bo brak powagi Waszej „zbrodni” nie zasługuje na marnowanie przez urzędników pieniędzy z naszych podatków. Pamiętajcie, że głupie przepisy też obowiązują. Nawet jeśli nie były przestrzegane to zawsze należy mieć się na baczności. Starorzymska zasada desuetudo, wzywa do naturalnej obrony przed gwałtowną zmianą praktyki niestosowania prawa, ale jest słabym środkiem formalnej defensywy. Jeśli środowisko potrzebuje szerszego opracowania lub szkolenia w zakresie przepisów, które stanowić mogą zagrożenie, to jestem jak zawsze do Waszej dyspozycji.

 

DO WŁADZ:

Pozowanie do zdjęć z winiarzami, bo to modne, bo to eleganckie nie wystarczy! Rzucone na wiatr wspieramy, pomożemy, zmienimy, niczego nie naprawi! Dane słowo musi mieć swój legislacyjny efekt, który wymaga (wiem, że to was przeraża) waszej pracy. Nie będę się dziś zastanawiał jak umożliwić dobrym winiarzom ocenę ich pracy przez szersze gremium, zanim zdecydują się ponieść wielkie inwestycje i zostać profesjonalistami. To nie ja obiecywałem pomoc w tej sprawie ani to nie ja mam takie władztwo. Poruszcie czasem ostatnie rezerwy rozsądku i zróbcie coś dobrego miast „dociskać fiskalną śrubę” wszystkim dookoła by móc finansować swoje urojenia i zbijać swój polityczny kapitał naszymi pieniędzmi. Gdy wysłani przez was stróże prawa marnowali czas na niegroźnej imprezie przez granice przejechało pewnie parę hektolitrów nielegalnego spirytusu.

 

NIEDZIELNA REFLEKSJA (niemerytoryczny dodatek fakultatywny)

Uznana już we wstępie tendencja interpretacji przepisów na niekorzyść obywatela widoczna jest od kilku miesięcy w różnych dziedzinach życia a w ostatnich tygodniach nabiera rozpędu. Popatrzcie tylko proszę na wpisy z ostatnich tygodni. Rządzący przypominają sobie nagle o przepisach obowiązujących od 2001 roku, których nigdy nikt nie interpretował w tak krzywdzący dla obywatela sposób (ZAKAZANY ALKOHOL W SKLEPOWEJ WITRYNIE), ścigają nas za niewypełnianie obowiązków o których wcześniej grzecznie przypominali (OBOWIĄZEK ZŁOŻENIA DEKLARACJI ZAPASÓW WINA), zdają się szukać zapisów, które pozwoliłyby wycisnąć choćby jeszcze jedną złotówkę na sypiący się w prawdziwe gruzy budżet państwa (WINIARNIA A PODATEK OD NIERUCHOMOŚCI). Wpis do VAT, który zawsze był formalnością dziś poprzedzony jest wielotygodniowym dochodzeniem, kontrolami i poważnymi dla wielu problemami. Do tego jednym uchem słyszymy wciąż z niepokojem o kolejnych pomysłach: 40% podatek jednolity, zrównanie stawek akcyzy, przyznanie gminom prawa do wprowadzania stref prohibicji na swoim terenie. Drugie ucho słyszy zaś wypowiadane z wielką atencją przez te same usta słowa otuchy i wsparcia. Każdego dnia widzę przecież cytaty z ministra finansów „wspieramy polski biznes”. Nie mogę też wyrzucić z głowy wspomnienia z tegorocznego spotkania polskich winiarzy w sejmie, gdy minister rolnictwa krzyczał z sejmowej mównicy „rząd wspiera polskich winiarzy!” Gratuluję, dobrze Wam idzie!

Komentarze
  • Szybka dygresja: w świetle tego co piszesz, winnice, które nie są jeszcze gotowe do formalnego wprowadzenia win do obrotu są skazane na częstowanie swoimi wyrobami jedynie bliskich, czyli generalnie stan prawny kładzie im kłody pod nogi w wymiarze przekraczającym granice absurdu.

    Jak ma się natomiast kwestia winnic, które są legalnymi sprzedawcami, ich produkty (butelki) są opatrzone znakami akcyzy i dostępnymi w komercyjnej sprzedaży, ale chcą na branżowych imprezach pokazywać prowizorycznie zabutelkowane próbki nowych roczników z tanku?

    Zdaje się, że również w Sandomierzu część przypadków dotyczyła producentów, którzy nie działają na kocią łapę, ale chcieli pochwalić się młodym winem – ale sprawa jest dużo szersza, bo próbki beczkowe to międzynarodowo popularny proceder i na wielu imprezach polskich i zagranicznych producenci (również zagraniczni) pokazują swoje pierwiosnki.

    • Postaram się możliwie szybko napisać o degustacji i częstowaniu winem z opłaconą akcyzą. Jeśli chodzi o degustacje na imprezach butelek z banderolą to nie ma kłopotu w świetle przepisów akcyzowych. Mam jednak pewne wątpliwości w związku z potencjalnym podejsciem do niektórych zapisów ustawy o wychowaniu w trzeźwości. Z winem młodym jest faktycznie większy problem. Trzeba przemyśleć ten problem na spokojnie. Niestety przepisy są tak skonstruowane, że chcąc ich przestrzegać literalnie nie dalibyśmy rady niczego zrobić w sposób bezsprzecznie legalny :/

  • Problem produkcji i legalnej sprzedaży wina powiązany ze zmianą obecnie obowiązujących przepisow dla malych producentow byl nie tak dawno poruszany na forum winogrona,org. Proponowalem tam calkowite odejście od kontroli i pozwolen przy produkcji i sprzedaży wina. Wystarczy tylko caly system zastąpić zwyklym znaczkiem, coś jak skarbowy, ktory możemy kupić na poczcie lub innym miejscu, nakleić na butelke i legalnie sprzedać. W znaczku ma byc zawarty podatek, akcyza i co tam jeszcze. Brak takiego znaczka skutkuje bardzo dużą sankcją finansową dla sprzedającego. Nikt przy zdrowych zmyslach nie zapomni takiego znaczka nakleić.
    Omija się dodatkowo caly aparat urzedniczy, który obecnie musi sie tym zajmować. Cala kasa wplywa bezpośrednio do budzetu, prawie zero kosztow poboru. No i tu się obudzilem postraszony przez calą zgraję lobbystow importerow win, przemyslu spirytusowego no i tych nawiedzonych obrońców trzeżwości. Gdyby jednak komuś mój piękny sen się spodobal to służę pomocą w jego doprecyzowaniu.

    • Dziękuję za głos w dyskusji także i w tym miejscu. Niestety nie zaglądam na winogrona.org już tak często 🙂 Na początek wezmę w obronę importerów. Niczym jest problem nalepiania znaków banderoli czy procedury związane z poborem akcyzy dotykające producentów wina w stosunku do kłopotów importerów. Podstawowy problem z banderolą kryje się w przypadku importerów z brakiem zrozumienia tej swoistej instytucji ze strony zagranicznych producentów. Mały importer, który musi zadbać o to by znak akcyzy został naklejony u producenta spotyka się często bądź to z odmową jego naklejenia lun naliczaniem poważnej opłaty za dodatkową pracę z tym związaną. To właśnie importerzy lobbują najwytrwalej za usunięciem znaków akcyzy. Zastanawiam się jednak czy zastąpienie jednego znaczka drugim rozwiąże w czymś problem. Lepszym rozwiązaniem wydaje się opłacanie akcyzy od produktu gotowego bez jego oznaczania banderolą – to czy od konkretnej butelki akcyzę odprowadzono można weryfikować inaczej. Co zaś się tyczy samej akcyzy i podatków to połączenie danin podatkiem „jednolitym” (ostatnio modny temat :P) nie jest realne. Po pierwsze – akcyza praktycznie jest poza naszą jurysdykcją, regulują ją przepisy UE. Jedyne co nas odróżnia od starych krajów winiarskich to nie system akcyzy za wino ale jej wysokość i przedmiotowa banderola. Po drugie nie możemy mieszać podatku naliczanego od wolumenu produkcji (jakim jest akcyza liczona za litr) z podatkiem dochodowym liczonym od wartości (naszego zysku) a tym bardziej podatkiem VAT. Żaden kraj w Europie nie zakłada też (oficjalnie) braku kontroli nad segmentem winiarskim. Wszystkich członków UE dotyczą dokładnie te same przepisy, zasady i procedury a nasze przepisy (jak choćby tzw. ustawa winiarska) są w większości „kalkami” rozporządzeń wspólnotowych. Stare kraje winiarskie na które patrzymy z niesłuszną zazdrością mają jeszcze własne porządki prawne, które jednak nie liberalizują ale usztywniają zasady, tj. wprowadzają kwoty produkcyjne, limity nasadzeń, apelacje, itp. Polskiemu winiarzowi nikt nie narzuca jakie szczepy wolno mu uprawiać w jego regionie czy nie zabrania nasadzenia hektara winnicy do czasu gdy ktoś inny hektar wytnie. Cieszmy się zatem stosunkowo wolnym rynkiem wina w Polsce i usuwajmy niektóre jego patologie – jak choćby te problematyczne, zielone znaczki czy nawiedzonych obrońców trzeźwości 😛

      • Chyba jednak się nie zrozumieliśmy. Ja nie mowię o zmianie przepisow itd dla dużych producentow wina. Tu chodzi o maluczkich. Niedawno kolega Zodiak na winogrona.org opisywal wycieczkę po winnicach Sycyli. Z tego co winiarze tam opowiadali to do produkcji 700 l wina nie ma żadnych podatkow ani zgłoszeń. Można produkować, pić i sprzedawać. Oni też podlegają przepisom unijnym. To samo dzieje sie w innych południowych krajach. Nie tylko wina ale i destylowane alkochole. Nie narzekajmy więc na UE a patrzmy co można u nas poprawić.
        Tam nie zglaszają i nie placą wogole do jakiejś ilośći wyprodukowanego wina, ja poszedlem dalej i proponowalem jednolitą oplatę od kazdej butelki ale nie dla wszystkich a tych wlasnie malych. Duży zawsze sobie da radę. Dlaczego nie wzorować sie na przepisach winiarzy morawskich?
        A co by to przeszkadzalo aby w jednym znaczku byly wszystkie podatki? Czy urzędnik w Warszawie nie potrafił by tego procentowo rożdzielić? Tylko trzeba chęci i rozumu a ustawę odpowiednią jak widzimy można uchwalić w jedną noc i rano do dziennika wpisać. Z tego budzet miałby masę kasy która teraz w ciemnościach ucieka.

        • Nie znam regulacji czy zwyczajowych norm na Sycylii ale dla kontrastu dodam tylko, że zaprzyjaźniona winnica w Toskanii (to chyba ciągle ten sam kraj) czeka od 2 lat na pozwolenie aby wybudować ogrodzenie winnicy a liczba kontroli jaka odwiedziła ich zanim rozpoczęli wytwarzanie wina wołała o pomstę do nieba. Nadmienić też warto, że aby zasadzić nową, 4 hektarową winnicę, musieli najpierw kupić starą, wykarczować ją a potem stanąć do konkursu na limit (który sami stworzyli karczując tę poprzednią!) by przez kilka lat otrzymywać coroczną zgodę na nasadzenia po kilkadziesiąt arów. Ja się nie zamieniam mimo wszystko na systemy prawne, wolę już oddać państwu te kilka złotych 🙂

          Co do dobrych wzorców nie mówię, że nie powinniśmy się wzorować się na Morawach. Pisałem jedynie, że nie ma to najmniejszego związku z ustawą winiarską. Jeśli mamy mówić o opłatach od wina to temat dotyczy: ustawy i podatku dochodowym od osób fizycznych (PIT), ustawy o podatku VAT oraz ustawy o podatku akcyzowym. Co ma do tego zmiana ustawy winiarskiej?

  • Tak jak słusznie zauważyłeś, te dobre czasy przymykania oka na drobne przewinienia już się skończyły, jednakże nic straconego! Prawdziwi pasjonaci będą dalej robić to co umieją najlepiej 🙂

  • Wydaje mi się, że środowisko winiarskie w Polsce niewiele czyniło i nadal czyni, aby doszło do zmiany niekorzystnych przepisów dot. winnic i winiarni. W mojej opinii należałoby przenieść na nasz rodzimy grunt rozwiązania czeskie. Drobni producenci wina, także ci nieprofesjonalni, powinni mieć szansę legalnej sprzedaży swoich trunków na miejscu (czyli tam, gdzie je wytwarzają). Prawnicy powinni przygotować odpowiednie projekty zapisów. Składanie jakichś ogólnych deklaracji na ręce ministra rolnictwa (jak to miało miejsce w kwietniu ubiegłego roku w Sejmie) to działanie wysoce niewystarczające. Trzeba pójść do posłów z projektami konkretnych zapisów nowelizujących obowiązującą ustawę winiarską i inne akty wykonawcze.
    Innym problemem jest możliwość nabycia wina na targach winiarskich. W 2015 r. uczestniczyłem w tzw. „Enoexpo” w Krakowie. I choć to ponoć bardzo prestiżowe targi – nikt z wystawców nie chciał mi sprzedać tam żadnej butelki wina (uczynili to tylko „pod stołem” przedstawiciele pewnej winnicy z woj. świętokrzyskiego). Co to więc za targi, gdzie nie można w sposób uczciwy i legalny dokonać zakupu wina? Niektórzy wystawcy proponowali natomiast picie trunku na miejscu. Czyli potencjalny uczestnik targów ma tam się upić na miejscu i potem leżeć gdzieś pod płotem w pobliżu elektrociepłowni Łęg? Takie prawo, które zakazuje sprzedaży wina na targach branżowych – jest absurdalne.

    • 1. Drobni producenci wina w Polsce mają możliwość sprzedaży wina w miejscu wytworzenia bez większych formalności od 2008 roku dzięki ustawie winiarskiej.
      2. Nieprofesjonalni producenci wina mogą produkować na własne potrzeby ale jeśli chcą się zajmować handlem i zarabiać na tym pieniądze to stają się profesjonalistami z własnej woli. Procedura „profesjonalizacji” jest natomiast bardzo prosta.
      3. Żaden z postulatów środowiska nie dotyczył „ustawy winiarskiej”, nie ma powodu by zmieniać akurat tę ustawę, która dobrze nam służy.
      4. Co do projektów zmian w prawie to droga jest otwartą, proszę pisać, chętnie zaopiniuję 🙂
      5. Co do targów winiarskich to polecam jednak odróżniać „targi” od „targu”. Sprzedaż nie jest tu ani wymagana ani choćby oczekiwana. EnoExpo to przede wszystkim impreza branżowa a nie jarmark. Nie ma żadnych problemów prawnych ograniczających sprzedaż wina na targach, inna jest jednak koncepcja biznesowa tego typu wydarzeń na całym świecie – ewentualne propozycje zmian proszę składać na ręce organizatorów.
      6. Nikt przyzwoity nie przychodzi na targi by nabywać lub pić wino (!), jesteśmy tam by zapoznać się z ofertą nowych producentów i importerów, poznać ludzi z branży, wymienić wizytówki oraz przygotować grunt pod przyszłe interesy 🙂

  • Jeśli ta ustawa winiarska z 2008 r. jest taka świetna to dlaczego tak duża liczba winnic i winiarni pozostaje w tzw. „szarej strefie”? Niektórzy oceniają, że tylko 20 procent winnic działa całkiem legalnie. Dlaczego pojawiają się też relacje świadczące o nękaniu winiarzy przez kontrolerów?
    Zdaje się, że w ubiegłym roku w Sejmie poruszono właśnie ten problem dot. sprzedaży win krajowych na festynach i targach winiarskich. Punkt trzeci dokumentu „Postulaty Polskiej Federacji Producentów Wina” brzmiał:
    „3. Uproszczenie procedury uzyskiwania uprawnień do sprzedaży wina podczas imprez (targów, festynów, jarmarków itp.). W miejsce aktualnie wymaganego zezwolenia jednorazowego na sprzedaż alkoholu uzyskiwanego w urzędzie miasta/gminy, należy wprowadzić rozwiązanie, w którym do prowadzenia sprzedaży wina podczas imprez upoważnia łączne posiadanie trzech dokumentów:
    – zezwolenie stałe na sprzedaż alkoholu,
    – zgoda organizatora imprezy oraz
    – dowód dokonania stosownej opłaty na rzecz urzędu miasta/gminy, na terenie którego impreza się odbywa.”
    Problem więc istnieje. Dla mnie jako konsumenta i potencjalnego uczestnika „Enoexpo” w Krakowie ważne jest, abym mógł tam w hali targowej nabyć dobre wino w cenie promocyjnej. Za bilet płacę kilkadziesiąt złotych nie po to, aby zobaczyć przechadzającą się tam wśród kramów znaną enolożkę (skądinąd śliczną) lub dziennikarza z TV w kapeluszu i nie po to, aby zadowolić się wizytówką lub ulotką. Na targach książki mogę nabyć interesujące publikacje a na targach winiarskich chciałbym zaopatrzyć się w dobre wino.

    • Nie znam takich szacunków. Jeśli ktoś ma małą winnicę, traktuje ją jako hobby a wino wypija z rodziną i przyjaciółmi to nie ma potrzeby się rejestrować wiec nie rejestruje (żadnego z tej rejestracji pożytku). Jeśli ktoś natomiast chce na tym zarabiać to nie rejestrując winnicy oszukuje nie tylko skarb państwa ale też wszystkich uczciwych winiarzy, którzy ponoszą koszty i wysiłek rejestracji. Nie wychwalałbym zatem tego zjawiska. Co do nękania winiarzy przez „kontrolerów” to naprawdę są już dziś sporadyczne przypadki. Większość winnic nie ma z tym kłopotu. Samego faktu kontroli nie można zakwalifikować chyba jako nękania 🙂

      Co do postulatów Polskiej Federacji Producentów Wina to raz jeszcze powtórzę żaden zgłoszony postulat nie dotyczył tzw. ustawy winiarskiej.
      Żeby była jasność – nie ma sporu między nami 🙂 Zgadzam się w pełni z wnioskiem dotyczącym zezwoleń ale proszę mi powiedzieć gdzie w ustawie winiarskiej mamy choć słowo o rodzajach zezwoleń albo procedurze ich wydawania aby można ten zapis zmienić? Przedmiotowy problem nie leży w ustawie winiarskiej. Tę kwestię reguluje w całości ustawa o wychowaniu w trzeźwości i jak powtarzam od początku istnienia tego bloga, jest ona źródłem wszelkiego zła! Nie robimy okładów na kolano gdy boli nas głowa 🙂

      Odnośnie Targów to naprawdę nie wiem dlaczego tak skonstruowano ideę tego przedsięwzięcia ale jakoś się przyjęła 🙂 Większość wystawców to producenci którzy nie szukają klienta ale importera, nie są więc nastawieni na sprzedaż ale na promocję. Co do oferty targów w cenie biletu reklamacje proszę kierować do organizatora. Ja osobiście wolę oglądać ładne enolożki niż szukać promocyjnych cen na wino 😉

  • „Nikt przyzwoity nie przychodzi na targi by nabywać lub pić wino (!)”
    Zatem przyznam, że jestem nieprzyzwoitym, namolnym i niepożądanym enotargowiczaninem 🙂
    Chętnie zapoznałbym się z ofertą ale na miejscu w mojej knajpie, może coś mi do mojego i moich wspólników gustu przypasuje i podzielimy się z konsumentami. Tylko jak? Muszę obwąchać kilkadziesiąt próbek w hali, która w niczym nie przypomina mi nastroju lokalu.
    Winiarze, przynajmniej polscy to nie producenci samochodów by otaczać się hostessami i reklamowymi folderami.
    Dlatego popieram pomysł sprzedaży trunków na tych tzw. targach, z małych rodzimych winnic.
    Właściwie to idea targów jako takich nie ma sensu, lepiej by takie enoprezentacje odbywały się rzeczywiście na targowicy.
    Jeżeli chodzi o prawo: banderole, VAT, kasy fiskalne i inne pierdoły to czas rąbnąć pięścią w stół (beczkę) by ułatwić winiarzom taką sprzedaż bo ja wcale nie uważam, że jakakolwiek ustawa jest dobra. Wszystkie są po to by życie było bardziej skomplikowane.
    Wystarczy taka ustawa winiarska:
    § 1. Produkuj i nie truj.
    § 2. Jak otrujesz to idziesz siedzieć.
    § 3. Za siedzenie płaci twoja rodzina.
    § 4. Podatek od sprzedaży wynosi 10% (dziesięcina)

    I po co więcej?
    Wszystkie ustawy można tak uprościć tylko co robiliby urzędnicy?

    • Co do atmosfery degustacji na targach to zawsze można wieczorem zaprosić wystawcę do siebie z butelczyną wina 🙂 Własnie networkingowi i wstępnemu zapoznaniu się z ofertą mają targi służyć.

      Jeśli chodzi o lokalnych wystawców, to w zasadzie dla polskich winnic, które importera nie szukają (w przeciwieństwie do większości wystawców) można zrobić pewien wyjątek. Myślę, że zainteresowani powinni o tym rozmawiać z organizatorem. Istotny problem formalny nie leży w niemożności sprzedaży wina jako takiego ale w fakcie, że większość wystawców nie ma importera bo na tych targach właśnie go poszukuje. Jeśli nie ma importera to nie ma też możliwości sprzedaży w Polsce (i działa to analogicznie wszędzie gdzie nad winem roztacza się ład akcyzowy).

      Co do wskazanych postulatów do ustawy winiarskiej to z uporem maniaka raz jeszcze zwrócę uwagę, żaden z powyższych tematów (tj. bezpieczeństwo żywności, podatek VAT, podatek PIT ani akcyza) nie są regulowane przez ustawę winiarską. Żeby załatwić te sprawy trzeba zmieniać dokumenty, które faktycznie je regulują a nie ustawę w której nie ma o nich nawet słowa 🙂

  • Jeżeli Pan jako prawnik uważa, że nic prostszego jak zostać producentem wina to zapraszam do lektury opracowania popełnionego przez naszego kolegę z forum http://www.winogrona.org

    http://www.naszewinnice.pl/prawo-winiarskie/item/671-aktualizacja-rejestracja-winnicy-2013-krok-po-kroku-na-przyk%C5%82adzie-przeworskich-winnic#.WIuHcbmB2HA

    Mówimy o producentach produkujących wino w ilości powiedzmy 2000 l.
    Dla większych producentów to będzie pikuś bo zatrudnią sobie młodego prawnika, który im to będzie nadzorował.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę szerszego spojrzenia na problem małych winiarzy.
    Jerzy Berżowski.
    ps. pisalem juz wczesniej ale liścik sie zagubił, bo go nie ma.

    • Oczywiście opracowanie Darka jest mi doskonale znane 🙂 Własnie dlatego, że całą procedurę da się opisać na jednej stronie w sposób jasny i zrozumiały (a takim to opracowanie jest) uważam, że jest ona procedurą prostą. Proszę pamiętać, że nawet mali winiarze są jednak wytwórcami produktu po pierwsze SPOŻYWCZEGO, po drugie ALKOHOLOWEGO a po trzecie AKCYZOWEGO. Nigdy mały winiarz nie byłby w stanie zrealizować procedur z tym związanych gdyby nie szereg odstępstw od normalnych reguł, które daje nam tak poniewierana ustawa winiarska. Nie musimy przechodzić kontroli SANEPIDu (długie, kosztowne w realizacji procedury i przebudowa winiarni), nie musimy zakładać składów podatkowych (kosztowna i bardzo kłopotliwa procedura nadzoru), nie musimy certyfikować zbiorników w Głównym Urzędzie Miar a mimo to płacimy akcyzę dopiero od produktu gotowego, nie musimy nawet zakładać działalności gospodarczej. Wiem, że nadal nie jest doskonale i są liczne patologie systemu (o czym sam piszę w tym miejscu?) ale w porównaniu do piwowarstwa (rzemieślniczego oczywiście) czy nawet produkcji cydru to winiarstwo w Polsce ma naprawdę solidne fundamenty rozwoju. Raz jeszcze zwracam uwagę na moją optykę i kontekst. Zestawiam to z regulacjami dotyczącymi innych napojów alkoholowych w Polsce. To że inne kraje mają lepiej to fakt, są też takie które mają jednak gorzej 🙂

      Na potwierdzenie postawionej we wstępie tezy dodam tylko, że osobiście nie znam żadnego winiarza, który do realizacji procedury wynajął prawników (zapewne robią tak Ci, którzy mają nadwyżkę pieniędzy nad wolnym czasem). Zwyczajnie nie ma takiej potrzeby i to chyba dobrze świadczy o samej procedurze.

      Co do liściku to się nie zagubił 😛 Ze względu na kłopotliwy spam komentarze pojawiają się dopiero po zatwierdzeniu co niniejszym czynię 🙂

      Z winiarskim pozdrowieniem! (proszę pamiętać, że sam mam kilka arów naszego ulubionego pnącza :P)

  • Pisząc o udoskonaleniu przepisów winiarskich miałem na myśli nie tylko ustawę winiarską ale też inne przepisy z nią powiązane. Pan – jako Autor tej ciekawej witryny – zna się na tym doskonale. Ta Pańska wiedza jest właśnie bezcenna i powinien Pan ją spożytkować przygotowując konkretne projekty przepisów. Ustawę o tzw. wychowaniu w trzeźwości też przecież można zliberalizować. W Sejmie jest nawet grono posłów (widzieliśmy ich chociażby na pamiętnym spotkaniu kwietniowym w 2016 r.), którzy dobrze napisane projekty nowelizacji mogą poprzeć. Niektórzy z nich też są winiarzami-amatorami. Z pewnością będzie Pan mógł liczyć na wsparcie dość licznego grona drobnych winiarzy z „szarej strefy”. Nie od razu Kraków zbudowano lecz jakieś choć niewielkie uproszczenie np. procedur rejestracji winnic jest pożądane i chyba możliwe do przeprowadzenia. Nie należy obrażać się na rzeczywistość z powodu „zgaszonych światełek na choinkach” lecz trzeba próbować dotrzeć z postulatami środowiska na szczebel najwyższy (w okolice placu Wilsona). Stawką jest kilka tysięcy hektarów winnic, nowe miejsca pracy w winiarniach i winnicach a także pewne wpływy z podatków do budżetu państwa.

    Cieszę się, że inni internauci dostrzegają także problem braku możliwości zakupu wina na targach winiarskich w Krakowie. Jeśli organizuje się taką imprezę dla publiczności z miasta (a nie tylko dla profesjonalistów z branży gastronomicznej i winiarskiej) to wino musi być dostępne i z całą pewnością także w cenach promocyjnych. Oczywiście nie wszyscy wystawcy muszą je sprzedawać, bo rzeczywiście niektórzy z nich dopiero szukają na targach biznesowych kontaktów. Stoiska na „Enoexpo” mają jednak przede wszystkim właściciele sklepów winiarskich a także polscy producenci wina (ci najpoważniejsi: Turnauowie, Płochoccy, Stecowie i inni). Oni powinni tam sprzedawać swoje dobre wina nam – potencjalnym konsumentom.

    • Bardzo dziękuję za docenienie mojej wiedzy 🙂 Ja sam jej nie przeceniam ale to dla nas wszystkich nowa dziedzina i powinniśmy się uczyć i razem ją budować – zarówno reprezentowaną przeze mnie doktrynę jak i realizowaną przez winiarzy i urzędy, praktykię.

      Ustawa w wychowaniu w trzeźwości nie jest zwykłą ustawą. Wydaje się, że można ją zmienić jak każdą inną ale musimy uwzględnić naprawdę potężne lobby antyalkoholowe – także w parlamencie. Nie chodzi tu o racjonalną dyskusję na poziomie dochodów z akcyzy, VATu itd ale o główną ideę lobbystów, którzy uważają dzisiejszą ustawę za nadal niewystarczającą a sam alkohol za truciznę, która niszczy zdrowie, ducha i tkankę społeczną i jako taki, należy go całkiem wyeliminować niczym narkotyki (nie przesadzam niestety). Od czasu jej uchwalenia w 1982 roku pod wpływem rzeczywistego wzrostu alkoholizmu w Polsce wiele się zmieniło w świecie, kraju, kulturze picia i w statystykach ale w ustawie stosunkowo niewiele. Największej zmiany udało się dokonać jedyni równie potężnemu lobby browarniczemu. Koalicja do zmian musi być szersza. Dwóch pozytywnych posłów niestety tego niestety nie zmieni.

      Nie obrażam się na rzeczywistość ze względu na „zgaszone światełka” 🙂 Uważam jednak, że parlament ma ważniejsze problemy niż te „światełka” gasić. Mogliby na przykład dla odmiany zrobić coś pożytecznego 😉 Projekty zmian oczywiście warto pisać i przeprowadzać je drogą właściwą dla państwa prawa. Obawiam się jednak, że mówienie o tysiącach hektarów polskich winnic to spore nadwyżka marzeń nad rzeczywistością a jak wspomniałem w jednym z wpisów powyżej dochody dla budżetu państwa są z tego tytułu na granicy błędu statystycznego. Naszą kartą przetargową powinno być to, że nie ma sensu nas obciążać i regulować bo niewiele znaczymy ale jesteśmy estetyczni i nieszkodliwi, nie zaś machanie urojoną mocarstwowością. Proszę pamiętać, że duże dochody do pokusa dla fiskusa a silnemu nie luzuje się więzów a bardziej je zaciąga.

      Co się zaś tyczy uproszczeń w procedurze winiarskiej to co dokładnie jest skomplikowane dla Pana?
      Jestem ciekaw co z perspektywy winiarzy nadal jest skomplikowane w samej procedurze.

  • Z tym certyfikowaniem zbiornikow to zaraz przypomona mi się gorzelnia w Skrzeszowicach k/ Kocmyrzowa. Bylem tam sluzbowo w latach siedemdziesiątych. Gorzelnia w jednym budynku, magazyn w drugim, między nimi rurociąg. Wszystko zaplombowane przez US, najdrobnieszy zawór, drzwi itp.
    A personel nabąbiony od rana do wieczora jak samoloty.
    Wracając do dyskusji to mniemam, że będziemy naśladować lepszych a nie gorszych. Pan jest prawnikiem to dokładnie rozdziela co ustawa winiarska a co inne przepisy.
    Dla Kowalskiego liczy się dostęp do możliwości a nie pod jakim numerkiem one są. Tak jak kolega powyżej pisze. 80% produkcji wina idzie po ciemnej stronie. Ja i moi koledzy chcemy to zwalczyć. Chcemy być legalni. Przy tym oferujemy niebagatelne dochody dla budżetu. Wiemy wszyscy, że lobby importerów jest potężne. Widać to choćby po uginających sie półkach w sklepach. Na Morawach wchodzi sie do winiarni przy winnicy, pije kilkanaście gatunkow pysznego lub nie wina i kupuje to ktore odpowiada.
    Jak będzie tak u nas w Polsce to wystarczy.

    • Właśnie dlatego, ze zależy mi na tym, żeby zmiany w prawie ewoluowały w pozytywnym dla nas, winiarzy kierunku to czuję się obowiązku poprawiać pewne, choćby tylko językowe nieścisłości 🙂 Pamiętam jak w sejmie nasi koledzy wzywali do zmiany ustawy winiarskiej wymieniając jednym tchem przepisy, które znajdują się w zupełnie innych aktach prawnych. To nieprzygotowanie to oznaka wyjątkowego nieprofesjonalizmu, szczególnie niebezpiecznego gdy słuchają tych proklamacji posłowie i przedstawiciele ministerstw. Słabo zaznajomieni z tematem urzędnicy, działając na oślep w nawet dobrej intencji (bo przecież winiarze chcą „zmiany ustawy winiarskiej”) zamiast rozwiązać realne problemy mogą przysporzyć nam niechcący nowych. Pamiętajmy, że lepsze jest wrogiem dobrego 🙂

      Chciałbym oczywiście, żeby wszyscy producenci byli legalni i nie wyobrażam sobie, że ktoś może produkować wino w celach handlowych bez stosownych zezwoleń. To nie tylko realizuje znamiona kilku przestępstw i wykroczeń ale jest bardzo nieeleganckim zachowaniem w stosunku do winiarzy, którzy zdecydowali się działać z otwartą przyłbicą.

      Nie przeceniałbym też dochodów państwa z danin od winiarzy. Niejedna „mała firma” dostarcza państwu więcej pieniędzy z podatków niż cały, polski „przemysł” winiarski 🙂 Argumentem do rozmów z państwem nie powinno być to, że jesteśmy potężni i ważni dla budżetu ale własnie to, że jesteśmy tak kompletnie nieznaczący. To, że dochody z akcyzy od polskiego praktycznie nie równoważą kosztów jej pobierania. To, że gdyby wprowadzić zerową stawkę to państwo nawet by tego nie odczuło.

      Co się zaś tyczy importerów to gramy w tej samej drużynie. Jak już (mam nadzieję) wyjaśniliśmy sobie, problemy winiarzy to nie problemy prawne z produkcją ale ze sprzedażą. Import jest znacznie większy i wszystkie nasze bolączki (jak akcyzę, problem z banderolami, limity zezwoleń czy zakaz reklamy) odczuwa znacznie poważniej. Wiele pozytywnych zmian dla polskiego winna udało się zrealizować i wierzę, że uda się zrealizować nie dzięki lobby producentów ale importerów. Nie jednak dlatego, że lobby importerskie jest potężne (polski rynek wina wciąż jest marginalny a 95% Polaków sięga po wina do 30 zł) ale dlatego, że jest zorganizowane. Jak już pisałem wcześniej problemy importu choćby z nalepianiem banderoli to naprawdę coś więcej niż strata czasu na naklejanie znaczków w piwnicy.

  • Pisząc o kilku tysiącach winnic w Polsce miałem na myśli dość odległą przyszłość. To rzeczywiście jest marzenie amatora, który ma kilka krzewów na działce. Niemniej chyba nie będzie czymś nadzwyczajnym (np. w ciągu najbliższego dziesięciolecia) osiągnięcie takiej powierzchni winnic jak w Wielkiej Brytanii (jeśli się nie mylę około 2 tysiące ha). Gdyby urzędnicy nie utrudniali rozwoju winnic ten cel byłby dość szybko osiągnięty, bo jednak panuje moda na polskie wino (popyt jest duży a podaż mała). O trudnościach pisał w 2012 r. (a więc już w okresie obowiązywania znowelizowanych przepisów) jeden z naszych najwybitniejszych ekspertów na swoim blogu: https://bonkowski.wordpress.com/2012/08/10/urzednicy-gnoja-winiarzy/. Sam tytuł tego tekstu jest najlepszym komentarzem.

    Konsumenci oczekują win właśnie w cenie poniżej 30 zł. To powinny być poprawne technologicznie wina stołowe – takie jak chociażby „Polka” z winnicy znanego krakowskiego restauratora. Wina „wielkie” za 100 i więcej złotych niech sobie przedstawiciele elity winiarskiej zostawią na międzynarodowe konkursy i degustacje dla bankierów, biznesmenów i palestry.
    Problemem polskiego winiarstwa – nadal raczkującego – jest fakt, że zajmuje się nim inteligencja i ludzie znani (politycy, muzycy, sędziowie, profesorowie itp.) a nie rolnicy z głębokiej prowincji. Producenci żywności nadal są uprawą winorośli mało zainteresowani i to źle wróży na przyszłość. Nadal też dostrzegamy „radosną twórczość” w zakresie np. sadzonych kultywarów. Są tacy, którzy wprowadzają do uprawy odmiany nie przystające do naszego chłodnego i wilgotnego klimatu (np. 'Malbec pod Proszowicami, 'Cabernet Sauvignon’ i 'Cabernet Franc’ koło Wieliczki itp.). Na salonach takie postępowanie jest jednak chwalone. A rolnik zza miedzy patrzy i się dziwi, co te „wykształciuchy” robią na niedawno kupionym polu.
    Jest gdzieś w Polsce pewien winiarz, który uprawia praktycznie jedną odmianę (można go nazwać prawdziwym rolnikiem) i wytwarza wino stołowe dla ludu. Sprzedaje je w podziemiu po 15 zł za butelkę. Wino to dosładza cukrem buraczanym, aby konsumentom lepiej smakowało. I funkcjonuje sobie w niszy za cichym przyzwoleniem lokalnych władz.

    • Proszę pamiętać, że cytowany wpis Wojciecha ma już 5 lat. Praktyka okrzepła nieco co potwierdza fakt, że wiele winnic w ostatnich latach zdecydowało się przejść certyfikację. Problem to niewielki a i koszt w istocie żaden. Pisałem o tym tutaj: https://paragrafwkieliszku.pl//certyfikacja-wina/

      Co do vinifer to nasze ostrożne podejście i sadzenie wyłącznie hybryd było jak się zdaje nadmierną ostrożnością (choć właściwą drogą dla początkujących). Winnice w najlepszych lokalizacjach, prowadzone przez doświadczonych winiarzy mogą sobie pozwolić na sadzenie vinifer i produkować z nich wino wysokiej jakości. Osobiście jestem wielkim fanem seyvala i tę odmianę hybrydową (oraz kilka innych) bardzo szanuję. Dobrze zrobione wino z hybrydy będzie lepsza niż niedojrzała vinifera. Jak jednak pokazuje doświadczenie ostatnich lat i degustacje porównawcze (choćby hybrydy vs. vinifery na konwencie 2015) odmiany z vinifer to jednak inna jakość winiarstwa, której tylko nieliczne hybrydy dorównują. Wielu winiarzy zapytanych dlaczego nie mają hybryd odpowiada bardzo słusznie „po co?”. Po co więc sadzić słabsze sensorycznie odmiany kiedy te lepsze w danej lokalizacji dojrzewają 🙂

      Co zaś się tyczy dosładzania cukrem buraczanym to jest to dozwolona praktyka enologiczna w UE (oczywiście stosownie obwarowana i limitowana). Oszukiwanie kolegów winiarzy poprzez sprzedawanie wina taniej o wszystkie obciążenia fiskalne płacone przez tych uczciwych nie jest jednak godne pochwały.

  • Mam wrazenie, że dalej nie czuje Pan problemu malych winiarzy. Dlatego kończąc już tą dyskusję chcę zaprosić Pana na tradycyjną coroczną majowkę u mnie. Na razie termin jeszcze nie ustalony.
    […]
    Ten list tylko do Pana wiadomości.
    Pozdrawiam Jurek B

    • Dziękuję za zaproszenie, jeśli tylko będzie to możliwe to z radością się do wybiorę 🙂
      Co do przepychu to faktycznie winiarstwo ma tendencję do przesady, której beneficjentem często mam szczęście być 😛
      Cenię sobie jednak to, że moja przygoda z winiarstwem zaczęła się od 15l dymiona z winem owocowym i prowadziła przez ręczne sadzenie krzewów winorośli metodą dość prymitywną oraz dość nieudolną naukę obsługi opryskiwacza 😀 Nie spadłem z nieba wprost na winiarskie salony 😛

  • Panie Radosławie,
    absolutnie nie pochwalam działań w „szarej strefie”. Przywołałem tylko pewien prawdziwy przykład. Rolnik ten ma chyba dużą trudność z zarejestrowaniem legalnej winiarni. A tak naprawdę lokalne władze powinny mu w tym pomóc, doradzić. Niech sobie produkuje to swoje winko stołowe. Jest ono z pewnością zdrowsze niż mikstury z kartonów, w których są przeróżne konserwanty i „ulepszacze”. Konsumenci będą zdrowsi pijąc ten jego lokalny trunek zamiast wyrobów wielkiego przemysłu przetwórczego.
    Widzę, że Jurek zaprosił Pana na „majówkę” w jego winniczce koło Kocmyrzowa. Uczestniczyłem przed rokiem w takiej imprezie. Atmosfera była znakomita, uczestnikami spotkania byli prawdziwi znawcy i mistrzowie winifikacji – artyści. Jeśli Pan odwiedzi Jurka – nie będzie Pan tego żałować. Zobaczy Pan wówczas polskie winiarstwo z trochę innej perspektywy. Jurkowi należą się wyrazy najwyższego uznania za integrowanie środowiska drobnych winiarzy w Małopolsce.
    Hybrydy mają pewną przewagę nad winiferami w naszych siedliskach. Nie wymagają na ogół tak intensywnej ochrony chemicznej a zwłaszcza stosowania najbardziej toksycznych preparatów. Dzięki temu wino z nich uzyskane jest zdrowsze dla konsumentów. Uprawa biodynamiczna najlepszych hybryd ma więc głęboki sens (m.in. właśnie 'Seyvala’, 'Hibernala’, 'Leona Millota’, 'Marquette’ itp.).

    • Niestety brak wsparcia lokalnych władz nie jest problemem wyłącznie winiarstwa. Jestem przekonany, ze wraz ze wzrostem ilości upraw w naszym kraju wszystko będzie się cywilizować i przestaniemy być traktowani jako lokalne kuriozum a normalna część rolniczek kultury. Oczywiście ma to też złe strony, jeśli traktuje się nas poważnie to koniec z taryfą ulgową 🙂

      Jeśli chodzi o konkurencję małych rzemieślniczych producentów wina z wielkimi „koncernami” to nie ma tu w istocie mowy o konkurencji. Pod żadnym względem obie kategorie nie grają w jednej lidze. Co do jakości produktów to oczywiście jesteśmy po dobrej stronie mocy 🙂

      Co do zaproszenia to obawiam się, że niestety jest już nieaktualne. Nieopacznie zatwierdziłem komentarz zawierający zaproszenie i się tym poważnie naraziłem. Chyba dostatecznie nadszarpnąłem zatem życzliwości Pana Jerzego ale zawsze jestem do dyspozycji Małopolskich winiarzy.

  • Mial byc tylko do prywatnej wiadomosci a zostal opublikowany bez mojej zgody. To nie ladnie. Prosze natychmiast zlikwidowac moj adres mailowy i tel.
    Poniwaz jest Pan nierzetelnym gosciem cofam zaproszenie.
    Żegnam.

    • Proszę mi wybaczyć. Nie miałem zamiaru go publikować oczywiście ale mam ostatnio problem ze spamem i najwyraźniej nie zapanowałem nad techniką. Wpis na Pańską prośbę oczywiście natychmiast skracam o dane ale pozostawiam dla jasności w tym wątku. Proszę się nie gniewać ale komentarz pod wpisem nie jest dobrym miejscem na prywatną wiadomość, choćby ze względu na fakt, że może dojść do sytuacji jak ta przedmiotowa. Mój adres e-mail i telefon są dostępne publicznie na potrzeby tego typu korespondencji 🙂 Mimo wszystko raz jeszcze dziękuję za zaproszenie.

  • Winiarze dajcie na luz. W artykule idzie o wyprodukowanie 2 – ch do 5 litrów spirytusu na cały rok kalendarzowy na własne potrzeby na nalewki . W związku z tym jakie problemy z tym związane mogę mieć – oczywiście wszystko chcę robić zgodnie z prawem PL Nadmieniam, że nie interesuje mnie produkcja nielegalna . Oczekuję odpowiedzi i proszę o nią zgodnie z obowiązującym w RP prawem. Pozdrawiam Greg

    • Niestety nie ma w polskim prawie przepisu pozwalającego na wytworzenie alkoholu destylowanego domowym sposobem na użytek własny (bez akcyzy, sanepidu, składu podatkowego, itd). Trwają prace w zakresie rekomendacji dla władz w sprawie zmiany przepisów ale przed nami jeszcze daleka droga.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Formularz

Chcesz zadać pytanie lub potrzebujesz pomocy? Napisz do mnie